Basista, tubista, później puzonista i kompozytor. W jaki sposób muzyka zaistniała w Pana życiu? Ile miał Pan lat, gdy zaczął Pan grać?
Muzyki słuchałem od najmłodszych lat, a pierwszym kontaktem z instrumentem, miałem wtedy około 13 lat, była przygoda z orkiestrą dętą z rodzinnego Tczewa. Chciałem być trębaczem, a grałem na tubie. W Liceum Muzycznym w Gdańsku grałem już na puzonie.
Co skłoniło Pana do wyboru instrumentów dętych?
Za namową mojego taty dołączyłem do orkiestry dętej, w rodzinnym Tczewie, i chciałem być trębaczem. Kapelmistrz orkiestry zdecydował, że z moimi predyspozycjami tuba będzie właściwym wyborem. Na puzonie zacząłem grać sam, około pół roku przed egzaminami do Liceum Muzycznego w Gdańsku, w którym spędziłem cztery lata.
Czym muzyka jest dla Pana?
Muzyka jest istotną częścią mojego życia. Sporo czasu poświęcam na ćwiczenie, pisanie muzyki dla własnych zespołów (przez wiele lat kwartet, a od wiosny 2022 r. mój nowy akustyczny kwintet). Ostatnie trzy lata poświęciłem Orkiestrze Jazzowej o nazwie - BIG BAND ŚLĄSKI, z którą wkrótce wracamy do koncertowania.
Czytając Pana biogramy, trudno oprzeć się wrażeniu, że jest Pan muzykiem prawie idealnym („prawie” zawiera w sobie margines bezpieczeństwa). Gdziekolwiek się Pan pojawiał, dostrzegano Pana talent i kunszt, nagradzano, proponowano współpracę. Czy jest jakiś przepis na sukces muzyka?
Nie wiem, czy można mówić o recepcie na funkcjonowanie w biznesie muzycznym. Jest to sprawa indywidualna. Ja to po prostu kocham. Wstaję codziennie rano i robię kolejny krok. Ćwiczę, piszę, dzwonię w sprawie koncertów, myślę o programie dla BBŚ, snuję plany na przyszłość. Jestem również profesorem Wydziału Jazzu Akademii Muzycznej w Katowicach. Lubię uczelnię, a szczególnie kontakt ze studentami. Jestem szczęściarzem, że całe życie robię to, co sprawia mi przez cały czas wiele radości. Ekscytuje mnie wszystko, co robię, a bycie na scenie i dzielenie się muzyką z publicznością to coś wyjątkowego.
Jest Pan kierownikiem artystycznym Big Bandu Śląskiego, uznawanego za jedyną profesjonalną orkiestrę jazzową w Polsce. W zespole świetni muzycy, wiele indywidualności. Jak kierować takim gremium?
Od około trzech lat stoję na czele Big Bandu Śląskiego i jestem bardzo dumny. Zawsze uważałem, że mamy potencjał na stworzenie świetnej orkiestry jazzowej i ta formacja jest tego potwierdzeniem. Przez trzy lata działaliśmy przy instytucji z zatrudnieniem na etatach (pół etatu). Niestety w połowie roku uznano, że jedna, etatowa orkiestra jazzowa w naszym kraju to za dużo!? Obecnie działamy jako stowarzyszenie BIG BAND ŚLĄSKI i mamy się bardzo dobrze. Nie mniej jednak byłoby dobrze, gdyby znalazł się wspierający big band mecenas, dla którego to co robimy jest również istotne. To świetny zespół, a jego skład tworzą głównie absolwenci Wydziału Jazzu AM Katowice. Są to artyści dla których jazz jest czymś szczególnym, a ich różnorodne podejście do improwizacji oraz doskonały warsztat orkiestrowy powoduje, że każdy z naszych koncertów jest szczególny. Jesteśmy razem już kilka lat i ciągle odkrywamy nowe rzeczy. Moim zdaniem kluczowymi dla orkiestry są regularna działalność i czerpanie przyjemności ze wspólnego tworzenia muzyki. Zespół brzmi fantastycznie, o czym możecie się państwo przekonać na naszych najbliższych koncertach.
Pełni Pan rolę nie tylko szefa i dyrygenta BBŚ, ale także jest częścią zespołu, solistą. Jak Pan to godzi?
W orkiestrze jazzowej liderami są zazwyczaj instrumentaliści, którzy znają idiom i są czynnymi artystami. Prowadzę próby i koncerty, zapowiadam, mówię o muzyce i gram również na puzonie jako solista. Dzięki temu jestem jeszcze bardziej częścią formacji, a kolejny solista to nowy kolor poszerzający brzmienie big bandu.
Co usłyszy mławska publiczność w drugim dniu Victor Young Jazz Festival Mława ’23? Czy przygotowaliście Państwo dla nas coś specjalnego?
Na koncercie w Mławie pojawi się kilka utworów z wydanej w 2022 r. płyty „A WIDE SPECTRUM”, utworów mistrzów jazzu, dwie kompozycje napisane przez Victora Younga oraz niespodzianki.
Victor Young, choć obecny w repertuarze jazzmanów, przez lata nie był identyfikowany jako kompozytor znanych standardów jazzowych. Czy wcześniej grywali Panowie Younga? Czy Pan grał Younga?
Bardzo się cieszę, że dzięki Kubie Stankiewiczowi, który jest moim przyjacielem od wielu lat, wszyscy dowiedzieliśmy się więcej o tym wybitnym kompozytorze. Ja, ostatnimi czasy, poznałem wiele nieznanych mi wcześniej kompozycji tego doskonałego, uznanego jednak bardziej w Ameryce, kompozytora. Kompozycje które grywałem już na koncertach, to m.in.: „Stella By Starlight”, „My Foolish Heart”, „When I Fall In Love”, „Beautiful Love”.
Jaki utwór patrona naszego festiwalu ceni Pan najbardziej? Który jest Pana ulubionym i dlaczego? Trudno wybrać jeden, ale jeśli muszę, to byłaby „Stella By Starlight”, który słyszałem pierwszy raz dawno temu w interpretacji kwintetu Milesa Davis’a z Johnem Coltrane’em i Billem Evans’em. Mam w głowie interpretacje wielu mistrzów, piękną melodię oraz harmonię pozwalającą kreować solo w wielu różnych kierunkach. Lubię wracać do tego utworu.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Magdalena Grzywacz